Jump to content
Sign in to follow this  
apze

Wywiad Radia Vtalk: Czy wszyscy spekulujący domenami to

Recommended Posts

Długie ale warte przeczytania :(

Trochę o parkowaniu i udzialu Google w tym rynku.

 

Wywiad Radia Vtalk: Czy wszyscy spekulujący domenami to

cybersquatterzy?

 

Wraz ze wzrostem liczby domen rejestrowanych przez spekulantów

domenami, testerów domen i przez różne firmy monetyzujące domeny,

debata na temat cybersquattingu staje sie coraz bardziej

intensywna. W wywiadzie radia Vtalk z profesorem Erikiem Goldmanem

analizowane jest zjawisko spekulowania domenami. Czy wszyscy

spekulanci domenami to cybersquatterzy? Jaki jest wpływ testowania

domen na branżę domen? Gdzie teraz pokieruje sie branża

monetyzacji domen?

 

Profesor Eric Goldman z Santa Clara University School of Law jest

adiunktem/dyrektorem w Instytucie Prawa high-tech. Wcześniej był

on adiunktem w Marquette University Law School w Wisconsin. Jego

specjalizacje to prawo internetowe, cyberprzestrzeń, własności

intelektualne i copyright.

 

Domainnews.com umieściło poniżej zarówno wersję pisaną wywiadu jak

i wersję do odsłuchania

 

Posłuchaj: http://www.vtalkradio.com/goldman/audio.html

 

Pytanie: Więc kim jest spekulant domenami i czym jest spekulowanie

domenami? To całkiem gorący temat biorąc pod uwagę to wszystko co

się teraz dzieje w internecie.

 

Eric: Myślę, że ciągle pracujemy nad dokładną definicją ale typowy

spekulant domenami ma pewne z następujących cech: rejestruje on

wiele nazw domen czasem w sposób automatyczny. Przeważnie daje on

bardzo niewielką zawartość na stronę z nazwą domeny. Typowo będzie

on miał jakąś platformę reklamową, która będzie generowała zysk z

tej danej strony. Typowy spekulant domenami będzie miał duże

portfolio nazw domen. Zawartość tych stron to głównie reklamy.

 

Pytanie: Co więc odróżniałoby spekulanta domenami od

cybersquattera?

 

Eric: Hm, jedną ze spraw, z którą się teraz zmagamy jest pytanie

czy spekulanci domenami to cybersquatterzy. Podział opinii na ten

temat był spory. W późnych latach 90tych a nawet wcześniej

mieliśmy jasną definicję tego kim są cybersquatterzy. Są to

ludzie, którzy nabywają nazwę domeny w celach odsprzedania z

zyskiem tej nazwy. Przeważnie zidentyfikowali by oni właściciela

praw do znaku firmowego lub bardzo znaną osobę, potem rejestrowali

nazwę domeny przed tym gdy sam właściciel praw do znaku firmowego

lub znana osoba mogliby zarejestrować tą nazwę a następnie grali w

grę na wstrzymywanie. Powiedz firmie albo osobie, że jeśli chcą z

powrotem swoją nazwę domeny to muszą zapłacić ekstra sumę

pieniędzy. Przestało to być kontrolowane, ponieważ kilka różnych

typów regulacji zostało wprowadzonych żeby sobie z tym poradzić.

Jednakże, nazwa domeny to nie całkiem to. Często spekulanci

domenami nie są szczególnie zainteresowani odsprzedaniem z

zyskiem. Zgodnie z moim doświadczeniem często gdy spekulanci

domenami dostaną skargę na temat domen to po prostu oddają nazwę z

powrotem, bez pytań i bez pieniędzy. Nie chcą oni zarabiać

poprzez odsprzedawanie nazw domen. Chcą natomiast zarobić poprzez

liczbę odwiedzających poszczególne domeny i strony. Nie wiemy więc

czy spekulanci domenami są właściwie nową i inną wariacją

cybersquatterów czy też są całkiem nowym zjawiskiem, rodzajem

działalności, o którym nie myślano w późnych latach 90tych.

 

Pytanie: Słuchając więc pseudodefinicji tej kwestii wygląda na to,

że na razie prawdziwa definicja nie może powstać. Czy jest to

bardziej jak spekulacja ziemią, gdzie zastanawiasz się gdzie ta

osoba mogłaby się osiedlić i kupujesz wcześniej tą ziemię?

 

Eric: No tak. Myślę, że jesteś na dobrej drodze. Innymi słowy,

wyobraź sobie, że miasto albo państwo buduje nowy stadion. Pomyśl

o ruchu samochodowym. W efekcie tej budowy powstanie stadion, na

który i z którego będą jeździć ludzie. Będzie to częścią

wybierania się na mecz albo na targi albo na jakiegoś rodzaju

festiwal. Wszystkie nieruchomości wzdłuż tej drogi staną się nagle

bardziej wartościowe ponieważ zwiększy się ruch na stadion i ze

stadionu. Z całą pewnością spekulanci domenami wykorzystują to, że

ludzie chcą się dostać do pewnego miejsca i że wykorzystują w tym

celu technologię nazw domen. Spekulanci domenami mają nadzieję

zarobić na tych ludziach podczas ich podróży na tej trasie.

 

Pytanie: Porywanie URL którego rezultatem jest to, że przez mylne

wpisanie czegoś czego szukasz dostajesz się na stronę internetową

kogoś kto założył ją gdyż liczy, że nie wpiszesz G czy to jest

duży biznes ponieważ, są pogłoski, że stało się to nowym, jakby to

powiedzieć nowym Starbucksem, że jest to nowy koncesyjny biznes

świata, to następna biznesowa okazja dla każdego... czy właśnie to

sprawia, że ta sprawa ma taką wagę. Ponieważ każdy może wejść i

zarejestrować kilka nazw domen i stworzyć ruch dla nich a potem

albo wygenerować zysk z nich albo trzymać czyjąś nazwę czy znak

firmowy po to by szantażować właściela. Zapłacisz mi tyle a tyle

to możesz mieć swoją nazwę z powrotem? Czy stało się to więc nowym

biznesem koncesyjnym?

Eric: To jest bardzo duży biznes i w pewien sposób nie trzeba

pokonywać wielu barier żeby w niego wejść. Nie musisz mieć wiele

sprzętu albo planu aby zbudować taki biznes. Z drugiej strony

bariery broniące wstępu stały się wyższe, ponieważ zaistniał

generalny wzrost w ocenie nazw domen spowodowany działalnością

spekulacyjną ludzi, którzy próbowali znaleźć soczyste nazwy domen,

które to nazwy mogłyby wygenerować duży ruch. Myślę, że w szerszej

perspektywie w twoim pytaniu chodziło ci o to skąd ci ludzie się

biorą? I jak wiele z tego jest napędzane przez ludzi mających

tłuste paluchy, którzy źle wpisują nazwę albo nie potrafią jej

przeliterować albo źle ją literują. Albo jak to wszystko jest

spowodowane jeszcze przez coś innego? Myślę, że to jest jedno z

magicznych pytań, których tak naprawdę nie rozumiemy jeśli chodzi

o biznes nazw domen. Obowiązująca teoria mówi, że istnieje wielu

ludzi, którzy albo nie potrafią poprawnie przeliterować albo mają

tłuste paluchy . Dlatego spekulanci domenami wiedzą, że nie

rejestrują świadomie domen, które zawierają typograficzne błędy i

które są podobne do jakiś sławnych znaków firmowych. Tymniemniej

będą to robić jako część swojej automatycznej procedury

rejestracyjnej. Zbiorą oni te wszystkie rzeczy, które w efekcie są

odpowiednikiem nazwy domeny, której porwano URL. Kiedyś więc w

chlubnych czasach cybersquattingu... teraz ci ludzie robią to

świadomie. Jest to zamierzone ale ciągle ma ten sam efekt. Ciagle

się zastanawiam. Ciągle dochodzę do tego jaka jest prawda, ilu z

tych ludzi wchodzi na te strony nie dlatego, że mają tłuste

paluchy albo problemy z poprawnym wpisaniem nazwy ale dlatego, że

te strony znajdują się także w wyszukiwarkach. Ciągle staram się

dociec ilu z tych ludzi wchodzi na te strony dlatego, że mają one

dobre pozycjonowanie w wyszukiwarkach a nie poprzez wpisywanie

nazwy domeny w belkę adresową. Jest kilka powodów dlaczego jestem

podejrzliwy jeśli chodzi o długoterminową żywotność wpisywania

nazw domen internetowych w belki adresowe. Po pierwsze ludzie

zaprzestają robienia tego, ponieważ jeśli źle wpisali nazwę w

dawnych czasach pojawiały się popupy i strony porno. W ten sposób,

jak myślę wielu ludzi nauczyło się nie wpisywać nazw domeny do

belki adresowej. Inną rzeczą jest to, że... wielu ludzi używa

wyszukiwarek jako pierwszego kroku w swojej nawigacji w

internecie. Więc po prostu wpisywanie nazwy domeny do

wyszukiwarki

uznają oni jako sposób dostania się tam gdzie chcą. Zamiast użyć

belki adresowej w przeglądarce użyją oni belki wyszukiwarki albo

użyją pola w wyszukiwarce po to by wpisać ten sam tekst. Więc nie

jestem całkowicie przekonany co do tego skąd ci ludzie są ale

jasne jest to, że jest to wielomiliardowy biznes dziś i jest

integralną częścią ekonomii internetu.

 

Pytanie: Dzień dobry. Witamy z powrotem w Vtalk radia Tech. Jestem

Damien Allen. Ze mną jest John Bentley. Razem z nami poprzez

telefon jest profesor Eric Goldman z Santa Clara University School

of Law, specjalista w sporach na temat prawa w high-tech, prawie

cyberprzestrzeni i własnościach intelektualnych. Dziś dyskutujemy

na temat spekulantów domenami. Mówiliśmy na temat tego kim jest

spekulant domenami a przed przerwą mówiliśmy o tym w jaki sposób

ludzie będą używali wyszukiwarek internetowych jako sposobu

dostania tego czego chcą i gdzie chcą przez wpisanie całej nazwy

domeny. Eric moje pytanie do ciebie jest takie, kiedy odwiedzamy

te strony, powiedzmy że chcę odwiedzić stronę www.damienallen.com

i wyświetla mi się ta strona i okazuje się, że ktoś już posiada tą

nazwę domeny to widzę, że jest tam wiele belek reklamowych Google.

Więc wszyscy są zdenerwowani na spekulujących domenami, którzy

przejmują te strony, wykupują je, lecz Google, który

prawdopodobnie jest światową wyszukiwarką numer 1 robi duży biznes

poprzez tych gości? Czy więc patrzymy na wyszukiwarki będące w

sojuszu z spekulującymi domenami lub z cybersquatterami? Jak to

działa?

 

Eric: Nie ma wątpliwości, że nazwa domeny jest nierozerwalnie

związana z reklamą, w szczególności samoobsługowe programy, które

zostały zaoferowane ludziom tak jak zrobił to Google. Więc kiedy

zastanawiasz się kiedy dokładnie nazwa domeny odniosła sukces nie

jest to dziwne, że było to dokładnie wtedy gdy Google ułatwiło

ludziom umieszczanie reklam na ich własnych stronach. Bez

wątpliwości też, myślę, że wyszukiwarki internetowe generalnie a

Google w szczególności czerpie korzyści ze swej roli w nazwach

domen. Jeśli więc myślimy o tych, którzy napędzają branżę nazw

domen, moglibyśmy dosłownie zagłodzić biznes, zabrać wiatr od jego

żagli jeśli byśmy zabrali reklamy biznesowi. Innymi słowy, jeśli

Google odeszłoby i powiedziało, że nie chce brać udziału w

biznesie nazw domen to z pewnością ogromnie zahamowałoby to ten

biznes, jeśli w ogóle nie spowodowało by to jego zamknięcia. Rola

Google w biznesie nazw domen nie została zignorowana. W połowie

tego roku zostali oni pozwani przez firmę o nazwie Vulcan Golf w

związku z ich rolą w procesie nazwy domeny. Google ma program

umożliwiający tak zwane parkowanie nazw domen. Zasadniczo, biznes,

który zarejestrował nazwę domeny może zwyczajnie oddać nazwę

domeny Google. Google wtedy zbuduje stronę internetową zawierającą

reklamy, więc biznes ten nie musi robić nic więcej poza

zarejestrowaniem swoich własnych domen i oddaniem ich Google a

Google już się zajmie resztą. Powód w sprawie sądowej oczywiście

wskazał, że Google tak naprawdę jest w biznesie nazw domen, to nie

ludzie rejestrujący nazwy domen, ponieważ to Google jest jedynym

podmiotem zajmującym się całą pracą po tym jak nazwa domeny

została zarejestrowana.

 

Pytanie: Więc teraz wynajmują miejsce od oryginalnego spekulanta

domenami i w tym samym czasie robią na tym miejscu pieniądze, czy

dobrze zrozumiałem?

 

Eric: Tak. Zasadniczo pomysł jest taki, że właściciel nazwy domeny

ma aktyw lecz oddaje on ten aktyw Google. Google potem używa

aktywu a następnie obie strony dzielą się zyskiem. Tak

argumentował powód i z pewnością fakty o tym poświadczają.

 

Pytanie: Według ciebie, jak wielu jest spekulujących domenami? To

jest wzrastający biznes. Widziałem reklamy, artykuły, blogi, kraje

basenu oceanu spokojnego, Europa, Niemcy, wszyscy w to teraz

wchodzą. Skąd przychodzą? Dlaczego przychodzą? Jaka jest legalność

tego? Co czyni z tego legalną sprawę?

 

Eric: Rozbijmy to pytanie na kawałki na chwilę. Jeśli chodzi o to

ilu jest spekulantów domenami to nie potrafię dobrze określić.

Jest kilku dużych i dobrze znanych spekulantów domenami. Wydaje mi

się, że oni właśnie mają największy kawałek tortu z rynku ale nie

wiem ilu jeszcze jest oprócz nich. Może być tak, że są ich tuziny

albo setki biorących udział ale według mnie tutaj podobnie jak i w

wielu innych branżach rynek jest skoncentrowany. Jest kilku dużych

graczy i to oni napędzają branżę. Ale być może moglibyśmy

porozmawiać trochę o legalności spekulowania domenami ponieważ

zdecydowanie jest to sedno sprawy - jak generalnie chcemy zbudować

architekturę informacji dla internetu. Mogę opowiedzieć dwie

historię odnośnie legalności nazw domen. Spójrzmy na to z

perspektywy właściciela znaku firmowego. Właściciel znaku

firmowego mówi, że jeśli ktoś wpisuje mój znak firmowy do belki

adresowej, to taki ktoś szuka mnie i jeśli ktoś ingeruje między

mnie a klienta i oferuje klientowi możliwość udania się gdzieś

indziej, na przykład na stronę moich konurentów, to taka osoba

kradnie mi biznes. Patrząc w ten sposób spekulowanie domenami

jest nielegalnym zajęciem. To co takie spekulowanie robi to

uniemożliwienie spotkania się ludziom, którzy tego chcą:

użytkownika chcącego znaleźć właściciela znaku firmowego i

właściciela znaku firmowego, który chce znaleźć swojego klienta.

To działanie powoduje, że ci ludzie oddalają się od siebie. Wysyła

ich ono w miejsce gdzie tak naprawdę nie chcą się udać. Ale jest

też inny sposób patrzenia na spekulowanie domenami, sposób który

jest bardziej skoncentrowany na kliencie i który pochodzi od

klienta... Załóżmy na chwilę, że źle wpisałeś nazwę domeny do

belki adresowej, co najlepszego teraz może się zdarzyć dla ciebie

użytkownika? Wiemy na pewno co nie chcesz żeby się zdarzyło.

Przeważnie użytkownicy nie chcą popupów i stron porno, których

nazwy zawierają literówki, źle wpisane nazwy. Lecz co powinno się

stać wtedy? W starych czasach dostalibyśmy stronę 404. Jeśli źle

wpisałeś nazwę domeny dostałbyś stronę 404, mówiącą ci, że jesteś

w złym miejscu, pomyśl co zrobiłeś źle i spróbuj udać się w inne

miejsce. W teorii spekulanci domenami mówią, iż "wiemy że mogłeś

coś wpisać i zamierzamy ci pomóc abyś dowiedział się czego

szukasz". Damy ci wiele opcji, które mogą odpowiadać twoim

potrzebom. W taki sposób spekulujący domenami mogą pomagać

klientom dostać się z miejsca gdzie się znaleźli szukając pewnego

miejsca do miejsca gdzie ostatecznie chcieliby się dostać. Mamy

więc dwie różne historie opowiadające nam o legalności

spekulowania domenami. Właściciel znaku firmowego patrzy na to jak

na kradzież jego klientów. Użytkownik patrzy na to w ten sposób,

że.... może spekulant pomaga mi się dostać tam gdzie chciałem

szybciej niż zrobiłaby to strona 404.

 

Pytanie: To jest informacyjna autostrada i ta kwestia będzie

rozważana w gorących dyskusjach jeszcze przez pewien czas. Jestem

tego pewien. Rozmawialiśmy z profesorem Erikiem Goldmanem z Santa

Clara University School of Law. Możesz odwiedzić stronę Erika pod

linkiem www.ericgoldman.org po więcej informacji w tej sprawie, a

także po artykuły na temat innych aspektów internetu i

cyberprzestrzeni.

 

 

 

Mnie podoba się stwierdzenie:

W teorii spekulanci domenami mówią, iż "wiemy że mogłeś

coś wpisać i zamierzamy ci pomóc abyś dowiedział się czego

szukasz". Damy ci wiele opcji, które mogą odpowiadać twoim

potrzebom. W taki sposób spekulujący domenami mogą pomagać

klientom dostać się z miejsca gdzie się znaleźli szukając pewnego

miejsca do miejsca gdzie ostatecznie chcieliby się dostać.

 

 

http://www.domainnews.com/general/20070914...cybersquatters/

Share this post


Link to post
Share on other sites

A wszyscy grający na giełdzie to spekulanci, wszyscy handlujący nieruchomościami też...

A! Bym zapomniał, wszyscy bankowcy to lichwiarze!...

:P :P :(

Share this post


Link to post
Share on other sites
Ja nie iwem czemu słowo spekulant sie tak źle kojarzy, przecież każdy by chciał kupić tanio i sprzedać drogo :(

Bo za nami 20 lat socjalizmu etatystycznego, 5 lat narodowego socjalizmu, 45 lat socjalizmu typu radzieckiego i 20 lat socjalizmu III RP...

Ale obiecywałem, że nie będę o polityce... Żeby mi nie imputować: to było o historii!

Share this post


Link to post
Share on other sites

spodobało mi się określenie "grube paluchy" :(

 

mam takie spostrzeżenie, że np szef firmy, która ma adres np ul.yyyy kupuje baner reklamowy za grube pieniądze na ul.zzzz

przecież to nie jest jego adres. Oburzony jest jednak kiedy musi zapłacić parę centów za reklamę pod adresem www.yyyz

 

im więcej publicznych debat , tym szybciej do nich dotrze, że nie jesteśmy jakimiś tam spekulantami, tylko fachowcami w dziedzinie

i może wreszcie przestaną rejestrować domeny w sposób "Pani Marysiu - proszę zarejestrować domenę FHUPtereferekukuryku.pl"

Share this post


Link to post
Share on other sites
mam takie spostrzeżenie, że np szef firmy, która ma adres np ul.yyyy kupuje baner reklamowy za grube pieniądze na ul.zzzz

przecież to nie jest jego adres. Oburzony jest jednak kiedy musi zapłacić parę centów za reklamę pod adresem www.yyyz

Też ciekawe porównanie.

Share this post


Link to post
Share on other sites
Też ciekawe porównanie.

 

 

Witaj Apze

 

prawda...uważam, że adres do adres i posiada jedną definicję, a jedynym adresu rozróżnieniem jest drugi człon - adres internetowy lub siedziby.

 

idąc dalej tym (spekulacyjnym) tokiem myślenia dojdziemy do poniższego przykładu absurdu ;

Hotel X, który ma adres Rynek 7 powinien wnieść pozew przeciwko Hotelowi Y, który ma adres Rynek 8.

a może nawet powinni wyburzyć budynki przy rynku 8 i 6 bo przecież restauracja pod 6-ką zarabia na klientach Hotelu X

 

itd itp na pewno koledzy rozwiną wątek o kolejne przykłady :(

Share this post


Link to post
Share on other sites
mam takie spostrzeżenie, że np szef firmy, która ma adres np ul.yyyy kupuje baner reklamowy za grube pieniądze na ul.zzzz

przecież to nie jest jego adres. Oburzony jest jednak kiedy musi zapłacić parę centów za reklamę pod adresem www.yyyz

 

Podobnie pisałem kilka dni temu na czacie (ale nie mam logów, więc napiszę od nowa):

 

Sytuacja z prawdziwego świata: na działce obok Leclerca stoi billboard firmy X. Firma ta płaci miastu podatek od nieruchomości za działkę na której stoi billboard, a jej klienci płacą jej za wynajem powierzchni reklamowej. Najwierniejszym klientem na ten billboard jest Real. Nikt nie ma żadnych zastrzeżeń, korzysta na tym miasto, X, Real i klient. Leclercowi jakoś to nie przeszkadza.

 

Sytuacja z naszego podwórka: na „działce” obok leclerc.pl stoi sobie domena leklerk.pl. Domena należy do firmy X. Firma ta płaci rejestratorowi abonament roczny za domenę, a jej klienci płacą jej za wynajem powierzchni reklamowej. Na samej górze strony reklamuje się Real. Korzysta na tym rejestrator, X, Real i klient. Jedyna różnica jest taka, że Leclerc ma jakieś zastrzeżenia.

 

Dlaczego tak jest? Czy każda firma powinna mieć prawo zastrzec wokół działki na której stoi jakąś strefę buforową, w której nie można by umieszczać reklam konkurencji? A gdzie wolny rynek? A gdzie dobro konsumenta?

 

 

PS. Mam wrażenie, że angielski tekst został przetłumaczony na polskie wyrazy zamiast na język polski... :(

Share this post


Link to post
Share on other sites
itd itp na pewno koledzy rozwiną wątek o kolejne przykłady :(

To ja dam kolejny. Nie mój co prawda, ale dobry: z prakowaniem literówek to tak jak z umieszczeniem bilbordu obok np supermarketu. Może tam reklame umieścić supermarket, konkurencja albo zupełnie ktoś inny.

Share this post


Link to post
Share on other sites
To ja dam kolejny. Nie mój co prawda, ale dobry: z prakowaniem literówek to tak jak z umieszczeniem bilbordu obok np supermarketu. Może tam reklame umieścić supermarket, konkurencja albo zupełnie ktoś inny.

 

Czy to ten mój przykład z czatu, czy ktoś inny wpadł na podobne porównanie? :-)

Share this post


Link to post
Share on other sites
Czy to ten mój przykład z czatu, czy ktoś inny wpadł na podobne porównanie? :-)

tak z czatu nie pamiętałem tylko kogo ten pomysł.

Share this post


Link to post
Share on other sites

Create an account or sign in to comment

You need to be a member in order to leave a comment

Create an account

Sign up for a new account in our community. It's easy!

Register a new account

Sign in

Already have an account? Sign in here.

Sign In Now
Sign in to follow this  

×